Witajcie moi kochani!!!
Bardzo Wam serdecznie dziękuje za odwiedziny i komentarze:):)
Cieszę się,że Wam się moja umęczona panienka podobała:)
Dzisiaj miało być o zupełnie nowym hafciku ,który mnie wołał od jakiegoś czasu ,ale niestety jak to czasem bywa są wypadki nieprzewidywalne i własnie taki wypadek miał miejsce.
Zostałam poproszona o wyhefcenie obrazka o wymiarach 21 na 24 cm:)
Wszystko było by super gdyby nie to,że mam na to 10 dni (znaczy juz 9 ).
Ambitnie podjęłam sie tego zadania ale wyszły następne nieprzewidziane okoliczności okazało sie iz do obrazka nie ma nigdzie dostępnej numeracji nici.
No cóż postanowiłam zrobić inwencje twórczą własna i zaryzykować i mimo wszystko obrazek wyhaftować:)
Haft zaczęłam wczoraj w okolicach godziny 12.
Po równych 12 godzinach czyli o 24 stan jest taki:
![]()
i zbliżonko na cudnej urody mysz:):)
![]()
Hmmm czy to mało czy dużo sama nie wiem....Jak narazie mam obawy czy zdążę....
Oczywiście postaram się a Was proszę tylko o doping;):)
Co do kolorów dobranych to sie okaże po wyhaftowaniu całości ale chyba żle nie jest :):)
No to uciekam bo szkoda czasu!
Ogarę rynek nastawie obiad i zabieram się dalej do pracy.
Następne sprawozdanie jutro :):)
Papapapa
Sąsiad spotyka sąsiadkę w ogródku przed domem.
- Jak pan, panie sąsiedzie to robi, że te pańskie pomidorki takie duże, ładne i czerwone?
- pyta sąsiadka.
- Bo ja mam na nie taki własny patent: wychodzę wcześnie rano do ogrodu w szlafroku, kiedy wszyscy śpią, zrzucam ten szlafrok, przechadzam się między grządkami, no i te pomidorki tak się do mnie pięknie rumienią. To wszystko.
Sąsiadka zrobiła tak samo, przez miesiąc przechadzała się nago po ogrodzie. Pewnego dnia spotyka się z sąsiadem:
- I co? Działa mój patent? - pyta sąsiad.
- Wie pan... Pomidorki jakie były, takie są... Ale ogóry to taaaakie!